Nasi misjonarze

drukuj Prześlij znajomemu zgłoś błąd archiwum Cofnij
util util util
foto

Korespondencja z Boliwii: Pielgrzymka do Aiquile
2015-07-13 15:17:07 Artykuł czytany 2328 razy


Ks. Tomasz Denicki, kapłan pochodzący z diecezji siedleckiej, a obecnie pracujący na misji, w kolejnej korespondencji z Boliwii relacjonuje trzydniową pieszą pielgrzymkę do Aiquile, na którą udał się wraz z boliwijską młodzieżą.


Caminata!

W pośpiechu pakuję do plecaka niezbędne rzeczy na wędrówkę po Andach. Tutaj to się nazywa caminata. Możemy przetłumaczyć to jako wędrówka lub pielgrzymka piesza. Co zabrać ze sobą? Wiele razy pielgrzymowałem na Jasną Górę i zawsze wiedziałem czego będę potrzebował, ale tym razem jest inaczej. Trzy dni pielgrzymowania w wysokich Andach. Daleko od cywilizacji, sklepów, zasięgu sieci komórkowej. Wszystko, co zabiorę ze sobą, będę musiał dźwigać na własnych plecach, wiec tylko niezbędne rzeczy wrzucam do plecaka. To chyba  już wszystko. Za ciężki ten plecak - nie wiem czy dam radę go dźwigać zwłaszcza, że pierwszego dnia musimy się wspiąć na 3500 metrów nad poziom morza. Może wziąć więcej ciepłych ubrań? W nocy temperatura spada poniżej zera, ale w dzień jest upał około 30 stopni Celsjusza i będę musiał to wszystko dźwigać. Wystarczy. Co ma być to będzie.

    Jadę jeszcze do warsztatu samochodowego zostawić auto do naprawy. Buenas tardes Don Valerio. Buenas tardes -odpowiada szef zakładu. I ni stąd, ni zowąd pyta:  Padre, masz łyżkę, kubek i talerz? Ani przez chwilę nie myślałem o tych rzeczach. Ostatnie lata moich pielgrzymek na Jasną Górę chodziłem jako ksiądz i często zapraszano mnie na poczęstunek do domów, gdzie była cała zastawa. Szybko wracam do domu po mój niezbędnik kulinarny. Ponownie wracam do mechanika i zostawiam  samochód. Idę do kurii diecezjalnej, gdzie zapewne już czeka na mnie biskup. Ma mnie zawieźć do Tin Tin, skąd rusza nasza pielgrzymka. Adolfo i diakon Cupertino już czekają przy samochodzie, ale biskupa jeszcze nie ma - ta boliwijska punktualność. Trochę jestem zdziwiony wielkością plecaków moich kompanów. Są trzy razy mniejsze niż mój i - jak przypuszczam - trzy razy lżejsze. Gdzie są wasze śpiwory? - pytam. Nie mamy- słyszę odpowiedź. W nocy nie będzie wam zimno? Mamy koce, to musi nam wystarczyć, bo nie mamy śpiworów. Nadchodzi biskup. Wsiadamy do samochodu i ruszamy w drogę. Tydzień temu skończyli asfaltować ten kawałek, więc jedzie się komfortowo. To pierwsza asfaltowa droga, która prowadzi do Aiquile. Powoli zachodzi słońce i robi się chłodno. Już od trzech miesięcy nie spadła ani kropla deszczu, wszystko jest wysuszone i spalone słońcem, tylko wzdłuż rzeki jest jeszcze zielono. Dojeżdżamy do miejsca naszego przeznaczenia, gdzie od lat sześćdziesiątych parafię prowadzą zakonnice ze zgromadzenia Sióstr Misjonarek Jezusa. Charyzmatem wspomnianych Sióstr jest praca w miejscach, gdzie nie ma kapłanów. Siostry są przeszczęśliwe z naszej wizyty, bo już od długiego czasu nie miały Eucharystii.

W czasie Mszy Świętej biskup podkreśla znaczenie drogi w życiu chrześcijanina. Odwołuje się do Piotra i Pawła, których wspomnienie obchodzimy dzisiaj, jako do wzoru wędrówki. Mówi o trudzie i niedostatkach, które nas czekają, a które podejmowali także święci Apostołowie. Po Eucharystii żegnamy się z biskupem i rozpoczynamy tak zwany wieczorek zapoznawczy. Młodzież, która ma wyruszyć na szlak pielgrzymi, pochodzi z całej diecezji, więc nie wszyscy się znamy. Śpiewy, zabawy, śmiechy, to wszystko co charakteryzuje spotkania młodych, jest obecne także i dzisiaj. Dodatkowo przepiękna pełnia księżyca i miliony gwiazd dodają blasku naszemu spotkaniu. Po kolei przedstawiają się wszystkie osoby z poszczególnych miejscowości, a pomiędzy prezentacjami tańczymy typowe dla naszego regionu tańce. Dzień kończymy modlitwą. Idę do sali, gdzie ustawiono dwa łóżka, jedno dla brata Marcosa -  franciszkanina, a drugie dla mnie. Już widzę, że się w nim nie zmieszczę, jest za krótkie.  Ale cóż - jesteśmy na pielgrzymce, a pielgrzymowi nic się nie należy.

Z dzisiejszych nieszporów pozostały mi w pamięci słowa, które Jezus skierował do Św. Piotra    „Ty zaś utwierdzaj swoich braci". To jakby wezwanie skierowane do mnie, szczególnie na czas naszej wędrówki. Zastanawiam się jak to zrobić i modlę się do Ducha Świętego, abym wypełnił to wszystko co zaplanował dla mnie Bóg. Już chyba wszyscy śpią. Z tej ciszy wyłania się potężne chrapanie brata Marka. Jak to będzie zasnąć w takiej sytuacji? Na myśl mi przychodzi scena z  jutrzejszej Ewangelii, jak Jezus spał w łódce w czasie burzy. Dźwięki które wydaje z siebie mój lokator przypominają burzę i to z piorunami.

30.06.2015 Wtorek

Godzina 6.00,  jest jeszcze zupełnie ciemno. Wstajemy. Dziękuję Bogu za tę minioną noc. Ani razu się nie obudziłem, spałem twardo tak jak Jezus na łódce z podkulonymi nogami w czasie burzy na jeziorze. Jest dość ciepło, temperatura nie spadła poniżej zera. Nasz dzień formacyjny rozpoczynamy od Eucharystii. Dzisiaj nie będziemy pielgrzymować, będziemy natomiast przygotowywać się do naszej wędrówki duchowo, konferencje, modlitwa i praca w grupach. Brak nagłośnienia i trudności, jakie są związane ze wspinaniem się na szczyty gór, utrudniają głoszenie konferencji i medytację w czasie drogi. Tematem naszych zamyśleń jest przygotowanie się do wizyty papieża Franciszka w Boliwii oraz przygotowanie do Kongresu Eucharystycznego, który odbędzie się w Boliwii we wrześniu.
    Jest około godziny dziesiątej. Słońce pali niemiłosiernie tak, że wszyscy szukają cienia aby się schronić. To ciekawe, że rano wszyscy szukali słońca aby się ogrzać a teraz zupełnie odwrotnie. Pod wieczór znowu wszyscy będą szukać promieni słonecznych. Teraz nasza młodzież rozpoczyna pracę w grupach. Będą dzielić się doświadczeniem Boga w ich życiu i będą szukać odpowiedzi na pytanie: W jaki sposób oni mogą dzisiaj ewangelizować?

Mamy pół godziny wolnego, więc idę z bratem Marcosem na cmentarz, aby pomodlić się za spoczywających tam księży. Nekropolia usytuowana jest na małym wzniesieniu. Wspinając się wolnym krokiem, Marcos opowiada mi historię śmierci dwóch księży franciszkańskich pochowanych na tym miejscu. Pierwszy z nich lata temu chciał przejść przez rzekę a nie było mostu, zresztą do dzisiaj w Boliwii mostów brakuje, i przeliczył się co do głębokości rzeki. Siny  prąd wody porwał go, a że był w habicie, zupełnie się zaplątał i utonął. Drugi z nich zginął w wypadku. Tylko tyle się dowiedziałem, bo braciszek tak się zasapał, że nie mógł kontynuować opowieści. Wieczny odpoczynek racz im dać Panie... Tomas, pokażę ci drogę którą będziecie szli jutro- mówi brat zakonny. Chodźmy- odpowiadam bez namysłu. W milczeniu wspinamy się pod górę drogą brukowaną. Marcos już nic nie opowiada, tylko próbuje łapać oddech, nic dziwnego ma już ponad 75 lat i tak, jak na swój wiek, jest bardzo energiczny. Dochodzimy do rzeki i przed nami rozpościera się przepiękny widok. Wysokie góry w większości porośnięte trawą z wierzchołkami skalnymi poprzecinanymi równo, jakby nożem. Gdzieś daleko widać drogę krętą i wąską, niczym wąż boa rzucony na zbocze góry. To tam- mówi brat Marek- jutro będziecie się wspinać. Hermano regresamos (bracie wracamy)- zaproponowałem- bo czas nam się kończy. W tym Momencie pojawia się samochód. Podwieźć was?- pyta kierowca. Marcos bez namysłu odpowiada -Spadłeś mi z nieba. Śmiejemy się razem z kierowcą.

Poproszono mnie, abym o godzinie 14.00 odprawił Mszę Świętą za zmarłych. Miejscowi ludzie szybko dowiedzieli się, że jest ksiądz w wiosce i poprosili o Eucharystię. Kościół jest wypełniony po brzegi, wszyscy ubrani na czarno. Kobiety mają wielkie czarne chusty, którymi przykryte mają głowy i ramiona, natomiast mężczyźni są w czarnych ponczach.  Po Mszy Św. będzie responsorio przy trumnie-  mówi siostra zakonna. Jakiej trumnie??? Przecież to msza za zmarłych, a nie pogrzeb. Mamy taki zwyczaj że na mszę za zmarłych wystawiamy pustą trumnę- wyjaśnia zakonnica. Tak się zdziwiłem obecnością pustej trumny, że zapomniałem dopytać się co znaczy responsorio. Kończę Mszę Świętą i błogosławię zebranych. Idę do trumny aby rozpocząć modlitwę, czyli wspomniane responsorio. Wieczny odpoczynek racz im ....JOSE VARGAS...Panie. O co chodzi? Dlaczego mi przerywa w trakcie modlitwy. Niech Aniołowie ... Marcelina Acosta..- prawie krzycząc wypowiada imię i nazwisko starsza kobieta, wrzucając pieniążek do skarbonki ustawionej przy trumnie. Widziałem już różne dziwactwa, ale coś takiego po raz pierwszy. Analizuję w głowie, co powinienem zrobić i co to wszystko może oznaczać. Podchodzą inni i robią to samo, patrząc mi prosto w oczy. Wiem!!! To są na pewno imiona i nazwiska ich zmarłych za których chcą się pomodlić. Wypowiadam te imiona i wzywam wszystkich do modlitwy za tych zmarłych. Podchodzą kolejni, ale już nie tak pewnie i jeszcze intensywniej mi się przyglądają, jakby chcieli coś powiedzieć. Przeszkadza mi tylko to, że w czasie mojej modlitwy wypowiadają imiona, jakby nie mogli poczekać jak skończę.  Trudno mi jest zapamiętać wszystkich, aby wymienić z imienia i nazwiska. To już chyba pięćdziesiąta osoba.  Pewnie zaraz się skończy- pomyślałem. Błogosławię ludzi na koniec i wracam do zakrystii. Pierwszy raz się spotkałem z czymś takim- tłumaczę siostrze i wyjaśniam co zrobiłem. Siostra się śmieje. To nie tak Padre, ksiądz powinien modlić się za zmarłych polecanych na Mszy Świętej, a oni podchodząc mówili swoje imiona jako tych, którzy ofiarowali modlitwę. Jeszcze bardziej jestem zdziwiony. To czemu mi nikt nie przerwał i nie wyjaśnił zwyczaju? - pytam. Pewnie się bali księdza wzrostu i tej brody- odpowiedziała siostra, śmiejąc się na cały głos.

Większość uczestników naszej pielgrzymki jest tutaj po raz pierwszy. Chyba nie są zbyt dobrze przygotowani. Tak mi się przynajmniej wydaje, patrząc na ich buty. Może się jednak okazać, że tak jest najlepiej. Nigdy nie pielgrzymowałem w Andach, więc skąd mam wiedzieć. Jest już 16.00 i robimy spotkanie organizacyjne, aby wyjaśnić wszystkie niezbędne kwestie co do naszego pielgrzymowania. Dzielimy zebranych na pięć grup. Brat Marek radzi, że najlepiej jest odmówić wszystkie modlitwy z rana, bo później będzie ciężko. Don Claros, nazywany przez wszystkich "Licenciado", czyli ten który ma tytuł Licencjata, przestrzega aby nikt sam się nie oddalał od grupy, bo teren jest dość niebezpieczny z uwagi na pumy, których w tym miejscu jest dość dużo. Jest jeszcze trochę czasu do kolacji i nasi młodzi przyjaciele szybko organizują różne zabawy i konkursy. Przypomina to trochę taki wielki plac zabaw, śmiechy, krzyki jak na przerwie w gimnazjum. Na kolację jemy zupę, która została z obiadu. O godzinie 19.00 mamy adorację Najświętszego Sakramentu. Brakuje dziesięć minut i tak się zastanawiam jak ich wyciszyć przed modlitwą. Wchodzimy do kościoła i rozmowom i śmiechom nie ma końca. Przywołuję ich do porządku, wyjaśniając gdzie jesteśmy i kto tutaj mieszka. W końcu cisza. Po całym dniu słuchania konferencji, zabaw, tańców i rozbawionych krzyków przyszedł czas na osobistą modlitwę. Pół godziny bycia z Bogiem sam na sam. Ten czas mija bardzo szybko, niezwykły klimat modlitwy i ciszy. Po skończonej adoracji idziemy przygotować ognisko, które będzie ostatnim punktem dnia. Siedzimy przy ognisku. Jest chyba pełnia księżyca i przecudnie widać gwiazdy. Zostawiam wszystkich i idę do mojej sali aby pomodlić się kompletą, jestem już zmęczony. Już z daleka słyszę dźwięki, które przypominają bardziej burzę na jeziorze niż chrapanie. Niestety brat Marcos już usnął i tego chrapania nie da się uciszyć. Nie chcę go budzić, więc biorę brewiarz i idę do kościoła. Kończąc dzień modlę się słowami liturgii godzin: "W ręce twoje Panie powierzam ducha mego".           

01.07.2015r. Środa
4.30 Wstajemy. Jest ciemno i zimno. Licenciado przy pomocy gwizdka budzi tych, którzy jeszcze śpią. Księżyc w pełni wychyla się zza gór. Jemy chleb z marmoladą i szykujemy się do wyjścia. Ruszamy spokojnym krokiem, tylko blask księżyca oświeca nam drogę. Mam duże wątpliwości co do obuwia, jakie mają młodzi. Szczytem pomysłowości są chyba kozaczki na obcasie. Skąd ten pomysł?-  zastanawiam się- chyba chciała być oryginalna, bo przecież tutaj nikt nie chodzi w kozaczkach. Idziemy w ciszy, tak trochę w półśnie. Jest zimno, czuję że najbardziej zmarzłem w ręce. Rozpoczyna się pierwsze podejście, to które widziałem wczoraj z daleka. Teraz nic nie widać, tylko cienie. Z daleka słychać szczekanie psów. Mam nadzieję, że to na nas szczekają a nie na zbliżającą się  pumę. Wchodzimy na szczyt. Pomimo chłodu jest mi gorąco i jestem cały spocony. Powoli robi się widno i przecudnie widać, jak z jednej strony wyłania się słońce, a z drugiej zachodzi księżyc. Idziemy dopiero dwie godziny, a już widzę, ze niektórzy nie dają rady - zwłaszcza nasza koleżanka w kozakach na obcasie. Jest już widno i minął nocny chłód. Rozpoczynam modlitwy poranne i różaniec. Przyszedł czas na lepsze zapoznanie się. Skąd jesteś, co robisz i po co idziesz na pielgrzymkę? Przepiękne widoki, majestatyczne Andy rozciągają się w bezkres. Schodzimy na dół aby zaraz wspiąć się na kolejny szczyt, za którym wyłaniają się kolejne wierzchołki gór. Minęły cztery godziny, a już słyszę pierwsze narzekania. Nie dam rady, poddaję się, mam dość. Pątniczka w kozakach na razie nic nie mówi. Dochodzimy do pierwszej wioski, gdzie mieliśmy przejść przez specjalnie przygotowany łuk i miały być przygotowane napoje na zaspokojenie pragnienia. Ani łuku, ani picia. Co robić? - zastanawiam się. Idziemy dalej i w tym momencie słyszę: Padresito, Padresito!! Ojczulku, Ojczulku!! Wbiega na drogę dwóch tubylców z jakimiś krzakami w rękach. To chyba na łuk, przez który mieliśmy przejść. Proszę poczekać, nie odchodźcie. W pośpiechu przygotowują bramę do przejścia, a kobiety przynoszą wodę do picia. Chwilę odpoczywamy. Łyk wody, przejście przez bramę z krzaków przyozdobioną kolorowym papierem toaletowym i kontynuujemy wędrówkę. Może by zabrać trochę tego papieru ze sobą? Wszyscy już się obudzili więc zaczynamy śpiewać i rozmawiać na różne tematy. Próbuję nauczyć ich prostej piosenki po Polsku, ale nikt nie jest w stanie powtórzyć za mną jednego zdania.

Poddaję się. Jest już bardzo gorąco. Może afrykańską piosenkę zaśpiewają- pomyślałem. Rzeczywiście stare Banga Tacho powtarzają bez najmniejszego problemu. Wszyscy tańczymy, zapominając o bolących nogach. Teraz już wszyscy narzekają. Mi też jest ciężko, ale nic nie mówię, zachęcając tylko do wytrwałości. Co jakiś czas odpoczywamy. Nie wiem ile już przeszliśmy i ile jeszcze zostało, ale nie mogę doczekać się obiadu. Może posiłek wróci mi siły. W końcu przyjeżdża brat Marcos i przywozi zupę. Chwila odpoczynku i idziemy dalej. Teraz chce mi się spać. Idziemy w ciszy, chyba wszyscy są senni.

Wchodzimy do miejscowości Trampapampa. Witają nas serdecznie i zapraszają na posiłek. Nie jestem głodny, przecież niedawno jedliśmy, ale wiem, że miejscowi ludzie mogą jeść zawsze. Przynoszą nam jedzenie. Gotowane ziemniaki, takie nie obrane jak z parnika i gotowaną kukurydzę. Uświadamiam sobie w tym momencie jak ubodzy są ci ludzie, a pomimo to potrafią się dzielić tym co mają. Moje myśli biegną do pielgrzymki na Jasna Górę. Przed oczami mam jedzenie, którym ludzie częstują pielgrzymów: pączki, szarlotki, kotlety schabowe, kurczaki, kanapeczki z szynką i pomidorem itd. Ci ludzi z Boliwii nawet nie widzieli takich rzeczy, pomimo to są szczęśliwi z tego, że mogą poczęstować pielgrzymów tym, co mają. Dziękujemy za poczęstunek i ruszamy w drogę. Po tym obiedzie odebrało nam siły. Odpoczywamy w cieniu. Jedna dziewczyna mówi, że juz nie da rady. Ma bóle brzucha i wymiotuje. Pewnie się odwodniła. Co robić? Chcę dzwonić do brata Marka, aby przyjechał samochodem i ją zabrał - niestety nie ma zasięgu. Zatrzymuję jednego z tutejszych mieszkańców, który jedzie chińskim motorkiem, i proszę go aby zawiózł chorą do Raquaypampy. Tam zamierzamy nocować. Jest tam Padre Salvatore, który się nią zajmie. Kierowca motorka z radością podejmuje się tej misji. Po tym odpoczynku wróciły mi siły. Modlimy się za naszych dobrodziejów, śpiewamy i tańczymy w drodze. Poznaliśmy się już nieźle i młodzi zaczynają pytać mnie o przeróżne rzeczy. Dla większości jest to pierwszy taki bezpośredni kontakt z kapłanem.
Każdego napotkanego człowieka pytam o drogę, czy jeszcze daleko, ile godzin. Najciekawsze, że każdy z nich udziela zupełnie sprzecznych ze sobą informacji. Sądzę, że nikt z nich nigdy nie był w miejscu dokąd zmierzamy, ale każdy chce pomóc i służy radą.

Kolejna brama. Jesteśmy w Mizquepama. Miejscowy szef wioski zaprasza nas do szkoły, abyśmy się posilili. Niezwykłe spotkanie, przyszli wszyscy mieszkańcy wioski. Do jedzenia przygotowali nam gotowane ziemniaki, tym razem obrane, i gotowaną soczewicę. Nie jestem jeszcze głodny i próbuję się wywinąć od jedzenia, ale bezskutecznie. Chce mi się pić. Przyniesiono wielki gar kompotu z kukurydzy. W smaku podobny zupełnie do niczego, taka kukurydza zalana wrzątkiem ale zwycięża pragnienie, wypijam kubek i proszę o jeszcze. Szef wioski prosi mnie, abym pobłogosławił ludzi i ich szkołę. Zwołuję wszystkich na boisko i rozpoczynamy modlitwę za naszych dobrodziejów oraz błogosławię szkołę. Wszyscy mówią nam, że już niedaleko. Niestety znowu każdy podaje inną wersję. Nareszcie!!! Dochodzimy do Raquaypama. Jestem już bardzo zmęczony. Na stopach czuję odciski. Rozwijamy wielki baner i wchodzimy do wioski. Idziemy prosto do kościoła, gdzie juz czeka na nas Padre Salvatore. W salkach katechetycznych rozścielamy na podłodze kartony, na których zamierzamy spać. Odpoczywam chwilkę i idę się umyć. Woda jest lodowata. Rezygnuję więc z kąpieli, myję tylko twarz, ręce i nogi. Jest chyba z dziesięć stopni Celsjusza. O godzinie 18.00 rozpoczynamy modlitwę różańcową, a po niej Eucharystię. W małej kaplicy szybko zrobiło się ciepło i teraz wszyscy drzemią. Brat Marek zasną tak twardo, że nawet nie wstał na ewangelię. Ciekawe, że tym razem nie chrapał. Ksiądz Salvatore mówi o znaczeniu Eucharystii w życiu każdego chrześcijanina. Większość śpi ze zmęczenia. Na kolację jest znowu zupa. Próbuję modlić się na brewiarzu, ale zasypiam.

02.07.2015r. Czwartek
4.30. Wstajemy. Jest tak zimno, że nie chcę wychodzić ze śpiwora. Słyszę gwizdek naszego Licenciado. Na śniadanie czerstwy chleb z marmoladą i w drogę. Żegnamy się z Padre Salvatore, modląc się za niego modlitwą poranną. Idziemy wąską ścieżką przy blasku księżyca. Znowu marznę w ręce. Nawet strome podejście nie jest w stanie mnie rozgrzać. Oprócz nóg bolą mnie ramiona od ciężkiego plecaka. Prawie wszyscy mają dobry humor, z wyjątkiem naszej koleżanki w kozakach. Widać, ze już nie może iść. Robi się widno, a zarazem gorąco. Umówiłem się z Marcolem, aby jechał na końcu i zabierał każdego, kto nie będzie dawał rady iść. Już na początku zostawiliśmy przy drodze wspomnianą pątniczkę w kozakach. Padre za szybko!!!- mówią jedni. Inni natomiast- Padre za wolno. Widząc trudności w poruszaniu się po tak trudnym terenie, zezwalam aby każdy szedł swoim tempem. Spotkamy się w umówionych miejscach. W ten sposób nasza grupa przybrała formę pielgrzymki do Santiago de Compostela. Cały czas mamy przecudowne widoki, ale mało kto na nie zwraca uwagę. Odpoczynek!! Odpoczynek!!- słyszę dookoła. Odpoczniemy na szczycie tej góry- odpowiadam- brakuje niewiele. Siedzimy na samym czubku wielkiej góry, ze wszystkich strony rozciąga się pejzaż górski. Odpoczęliśmy trochę i teraz wszyscy zaczynają zauważać piękno tego niezwykłego miejsca. W czasie wędrówki trzeba patrzeć pod nogi, bo strome i wymagające wzniesienia wymagają skupienia, a luźne kamienie i sypki piach łatwo mogą nas powalić na ziemię. Idziemy dalej, znowu ze śpiewem na ustach. Jedzie Marcos!! To oznacza, że zaraz jemy obiad. Pewnie zupa. Wszystkie zapasy wody już nam się skończyły i usta mam spękane od słońca. Jemy obiad, siedzimy nad piękną przełęczą, robimy pamiątkowe zdjęcia. Wracają siły. Podnosimy się do dalszej wędrówki. W moich górskich, skórzanych butach czuję ogień. Najtrudniej jest zacząć, a później już się idzie. Przed nami kolejna wielka góra. Już za tą góra będzie widać Aiquile?- pyta mnie młodzież. Chyba jeszcze nie- odpowiadam, nie będąc pewnym, gdzie dokładnie jesteśmy. Wchodzimy na szczyt a taaaam ..... kolejna góra, jeszcze wyższa. Za tą górą to już na pewno będzie widać Aiquile- pocieszają się młodzi pątnicy. Nie wiem jak im odpowiedzieć, aby ich nie zniechęcić i nie skłamać, bo wiem, że to jeszcze nie tutaj. Już nie daleko- odpowiadam. Miejscowi Indianie mają zawsze taką samą odpowiedź, gdy ktoś się ich pyta czy jeszcze daleko. Zawsze odpowiedzą "aquisito" co się tłumaczy: o tutaj, blisko. A to może oznaczać nawet 80 kilometrów. Odpowiadam im więc: aquisito. Wszyscy się śmieją, bo wiedzą co to oznacza. Jest już po piętnastej. Obchodzimy kolejną górę i w końcu widać Aiquile. Radość niezwykła. Wszyscy skaczą, bija brawo i się śmieją. Mi nie bardzo jest do śmiechu, bo widzę jak daleko jeszcze do naszego miejsca przeznaczenia. Katedra jawi się nam wielkości łepka od szpilki. Teraz już tylko zejście w dół. Znowu śpiewamy, zapominając o zmęczeniu i bolących nogach. Jesteśmy już u podnóża góry. Już całkiem niedaleko, ale jeszcze trochę. Odpoczywamy w cieniu. Dochodzimy do granic Aiquile i czekamy na pozostałych uczestników naszej wędrówki. Po chwili przyjeżdża Marcos przywożąc wszystkich, którzy pozostali z tyłu. Marek ile kilometrów przeszliśmy dzisiaj?- pytam zaciekawiony. Nasz braciszek sprawdza licznik w samochodzie i śmiejąc się odpowiada: 44 kilometry!!! Formujemy jedną grupę i razem wchodzimy do naszego miasteczka. Witają nas mieszkańcy, biją brawo i pozdrawiają nas. Wszyscy wiedzieli z radia, że ruszamy na pielgrzymkę i wielu wyszło, aby nas przywitać. Dochodzimy do katedry, do sanktuarium Matki Bożej Gromnicznej. W środku jest przyjemny chłód. Siadamy w ławkach i czekamy na Padre Deterlino. W międzyczasie dziękuję wszystkim za ten czas wędrowna i za ich świadectwo. Pytam się, czy za rok chcą iść. Wszyscy krzycząc odpowiadają:  taaaaaak. Ksiądz Deterlino zaprasza nas do modlitwy, błogosławi nas wodą święconą. Mam jedno pragnienie: zdjąć buty i położyć się w łóżku. Żegnam się ze wszystkimi i wracam na plebanię. Szybka kąpiel i biorę brewiarz do ręki aby pomodlić się nieszporami i kompletą, bo wiem ze zaraz zasnę. "Radujcie się, choć teraz musicie doznać trochę smutku z powodu różnorodnych doświadczeń. Przez to wartość waszej wiary okaże się o wiele cenniejsza od zniszczalnego złota, które przecież próbuje się w ogniu... "  Kiedy czytam te słowa w  nieszporach, wypełnia mnie radość. 

ks. Tomasz Denicki
03.07.2015 Aiquile- Bolivia    


















[JD/MSz] 

wykop

Komentarze

Odśwież obrazek.

Publikowane komentarze sa prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Portal nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Redakcja zastrzega sobie prawo do usuwania komentarzy obraźliwych lub zawierających wulgaryzmy.

foto

Caritas dla niepełnosprawnych
2023-02-16 14:38:58 Kategoria:

Rozumiejąc potrzeby osób z niepełnosprawnością Caritas Diecezji Drohiczyńskiej od lutego 2010 r. prowadzi Diecezjalny Ośrodek Wsparcia dla Osób Niepełnosprawnych...

więcej »
foto

Serwer Dell T330 – nowoczesne rozwiązanie dla małych...
2023-02-16 12:21:10 Kategoria:

Sewer to niezawodne urządzenie powszechnie wykorzystywane w wielu firmach. Przede wszystkim sprzęt cechuje się wysoką wydajnością oraz gwarancją bezpieczeństwa...

więcej »
foto

Na jakie telewizory warto zwrócić uwagę?
2023-02-16 11:25:20 Kategoria:

Choć nie milkną dyskusję, jaki telewizor LED byłby najlepszy, czy może trafniejszym wyborem byłyby telewizory LCD, plazma czy też zaawansowane technologicznie modele....

więcej »
foto

Jak mierzyć postępy działań SEO?
2023-02-15 11:06:39 Kategoria:

SEO, czyli Search Engine Optimization (optymalizacja stron pod wyszukiwarki internetowe) jest to zestaw technik stosowanych do zwiększenia widoczności witryny internetowej w...

więcej »
foto

Na co zwrócić uwagę, kupując pościel?
2023-02-14 12:48:01 Kategoria:

Sypialnia jest tą częścią domu, w której szuka się relaksu i spokoju. Wchodząc do niej tuż przed snem, powinna dawać poczucie bezpieczeństwa i być oazą po nawet...

więcej »
foto

Dlaczego młodzi ludzie coraz częściej inwestują na...
2023-02-14 10:39:26 Kategoria:

Przyjrzymy się, jak wygląda inwestowanie w akcje. Jak przygotowują się do tego młodzi inwestorzy? Czy giełda jest dla każdego?

więcej »
foto

Jak zacząć przygodę z pływaniem?
2023-02-13 10:48:46 Kategoria:

Aktywność fizyczna jest niezbędna do zachowania zdrowia, jednak nie każda dyscyplina będzie odpowiednia dla wszystkich. Jedni z nas wolą sporty siłowe, inni spokojną...

więcej »
- 101,7fm / 106,0 fm - ONAIR


Zapraszamy na audycje:

foto

O tym się mówi... Poranna rozmowa na antenie KRP
2023-02-09 16:07:30 Kategoria:

Codziennie, od poniedziałku do piątku o godz. 8:12 polecamy "O tym się mówi..." poranną rozmowę w Katolickim Radiu Podlasie. Gośćmi Marcina Jabłkowskiego i Andrzeja...

więcej »


Co, gdzie, kiedy

w lewoKwiecień 2024w prawo
Pon Wt Śr Czw Pią So Nd
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30

Najnowsze Informacje