Przygotowanie i wdrożenie takiego systemu oczywiście kosztuje. Siedlce przez dwa lata testowały go na dość promocyjnych warunkach. – W pierwszym roku koszt czterech (potem pięciu) stacji na trzy miesiące wynosił 40 tys. zł i był w stu procentach pokryty przez sponsorów. Ten sam kontrahent przedstawił nam ofertę na 2017 rok za 180 tys. Nie skorzystaliśmy, porozumieliśmy się z inną firmą, która zrobiła nam to za 80 tys.. Sponsorzy pokryli 3/4 kosztów, potraktowaliśmy to też jako własną reklamę – przypomina Grzegorz Orzełowski, prezes Agencji Rozwoju Miasta.
Promocje mają to do siebie, że nie trwają długo. Na kolejny rok, czyli na 2018 owa firma zażyczyła sobie już cztery razy tyle: 320 tysięcy złotych. W Siedlcach uznano, że to przesada i w tym sezonie rowerów na godziny nie będzie. Ale mogą jeszcze wrócić, bo ARM uważa, że zrobi własne automatyczne wypożyczalnie. I to znacznie taniej. – Za 200 tysięcy złotych jesteśmy w stanie zrobić nie 4, a 8 stacji, nie na 40, a przynajmniej na 80 rowerów, nie na 3 miesiące, ale na pół roku, wreszcie nie na jeden sezon, a na kilka lat. Potrzebujemy na to 14 miesięcy – deklaruje prezes Orzełowski i dodaje, że zarekomenduje takie rozwiązanie władzom miasta. Okazja będzie już wkrótce, bo w tym miesiącu Agencja składa samorządowi swoje roczne sprawozdanie. Decyzję o tym, czy dać ARM zielone światło, radni mogliby więc podjąć jeszcze przed wakacjami.
Dodajmy, że statystyki wypożyczeń rowerów miejskich w latach 2016 i 2017 były zbliżone. W jednym i drugim roku, w ciągu trzech miesięcy działania systemu siedlczanie skorzystali z niego po półtora tysiąca razy. Częstotliwość wypożyczeń wahała się od kilku do nawet stu dziennie i zależała wprost od pogody.
Fot. Archiwum
AB/DJ
Kwiecień 2024
