Problem psich odchodów zalegających skwerki i chodniki nie jest nowym i nie tylko występującym w Garwolinie. - Ten sam problem powtarza się - podkreśla zastępca burmistrza miasta. - My od kilkunastu lat wspomagamy się pracownikami kierowanymi do prac społecznie- użytecznych z sądu czy urzędu pracy oraz swoją grupą pracowników gospodarczych, do uprzątania miasta z takich nieczystości. Dużym problemem są właśnie te psie kupy, które zalegają na ulicach, bo właściciele nie wywiązują się ze swoich obowiązków i nie sprzątają ich, również błąkające się po mieście bezpańskie psy - dodaje. To problem nie tylko natury estetycznej, ale niesprzątanie po pupilach odchodów stanowi ogromne niebezpieczeństwo dla zdrowia. Może sposobem na niefrasobliwych i pozbawionych wyobraźni psów byłby powrót do podatku od posiadania czworonogów, albo reaktywowanie Straży Miejskiej.
Przez jakiś czas kłopot sprawiały też gawrony, które okupowały drzewa w parkach i z góry „bombardowały” odchodami spacerujących alejkami mieszkańców, a ławeczki wyglądały jakby pokryte były cętkowanymi pokrowcami. Odstraszacze i sokolnicy przegrali walkę z czarnymi ptakami, dopiero likwidacja gniazd przed okresem lęgowym „wygoniła” ptaszyska poza centrum miasta.
Uciążliwymi zwierzętami są też bobry, których sporo w Garwolinie, ale miasto jakoś radzi sobie z nimi.
O problemie, który nie jest nowym w Garwolinie, Waldemar Jaroń rozmawia z Albertem Baranem - zastępcą burmistrza.
WJ/Garwolin/DJ